sobota, 6 czerwca 2015

The Body Shop - seria z olejem arganowym Wild Argan Oil



Zimą  pojawiła się nowa linia kosmetyków do pielęgnacji ciała The Body Shop - Wild Argan Oil. Gama produktów zawiera w składzie olej arganowy, a także masło shea i masło kakaowe i jest dedykowana skórze suchej, wymagającej nawilżenia i odżywienia. Przetestowałam trzy produkty - masło do ciała, krem do rąk i masło do ust. Co u nich myślę?


1. Masło do ciała The Body Shop Wild Argan Oil

Opakowane w plastikowy odkręcany słoiczek, jak wszystkie masła tej firmy. Masło ma treściwą, zbitą konsystencję, w niższych temperaturach zastyga w opakowaniu, ale po rozgrzaniu w dłoniach daje się łatwo wsmarować w skórę. Masło posiada dość intensywny, perfumeryjny zapach, jednak nie jest on dla mnie męczący za sprawą ciepłej orzechowej nuty. Myślę, że zapach jest idealny na okres jesienno - zimowy, wiosną i latem wybrałabym coś bardziej owocowego i orzeźwiającego. Na ciele woń staje się subtelniejsza. Podoba mi się ten zapach, dzięki czemu aplikacja jest przyjemnością i nie muszę się do niej zmuszać. Bardzo lubię kosmetyki, których używanie sprawia przyjemność, a to masło do nich należy. Przechodząc do działania produktu, to jest zadowalające. Mimo gęstej konsystencji, wchłania się bez zarzutu, nie zostawiając przy tym ciężkiego filmu na skórze. Nawilża całkiem przyzwoicie, do tego posiada całkiem niezły skład. Lubię to masełko i idealnie sprawdza się w roli umilacza podczas domowego spa. 

2. Krem do rąk The Body Shop Wild Argan Oil

Spodobała mi się metalowa tubka,w której znajduje się krem. Przyznam, że jako estetka zwracam uwagę na tego typu detale. Sam krem sprawdził się u mnie średnio. Okazał się niewystarczający dla bardzo wymagającej skóry moich rąk, które niestety była w opłakanym stanie (sucha, łuszcząca się, podrażnienia i pęknięcia). Na plus konsystencja - krem bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Myślę, że sprawdzi się do torebki albo dla mniej wymagającej skóry.

3. Masło do ust The Body Shop Wild Argan Oil

Zamknięte w metalowej puszeczce. Konsystencja dość twarda, ale z łatwością rozprowadzająca się na ustach. Zapach ten sam co w pozostałych produktach tej linii. Masełko dość przyzwoite, stosowane systematycznie na noc zapobiegało przesuszaniu skóry ust. Nie wiem jak poradziłoby sobie z bardzo spierzchniętą skórą warg. Nie jest to może odkrycie, ale przyjemny i całkiem skuteczny gadżet. 

Co myślicie o tej serii? Właśnie weszła nowa na lato Virgin Mojito, szkoda, że w moim mieście nie ma stacjonarnego sklepu The Body Shop, bo z chęcią sprawdziłabym nowe produkty.

2 komentarze:

  1. Moja ulubiona seria z The Body Shop to ta z mango :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam zapach tej serii, to prawda, że jest mocny i specyficzny, ale przy tym jak piękny.

    OdpowiedzUsuń